Kochani Przyjaciele, wiem jak czasem trudno się modlić. W głowie wirują różne myśli, w sercu robi się bałagan. Zdarza się nawet, ze modlitwa zaczyna nas po prostu denerwować! A przecież modlenie się, to nic innego, jak rozmowa z Kimś Kto Bardzo Cię Kocha. Czy może być coś lepszego na świecie od takiej rozmowy? Czy jest ktoś kto uważniej mógłby Cię wysłuchać, pocieszyć, uradować, doradzić w kłopotach, ulżyć w bólu? Czasem trzeba trochę „powalczyć” o taką niezwykłą rozmowę, a czasem gdy Pan Bóg widzi, że zupełnie się pogubiłeś sam przychodzi Ci z pomocą. Tak jak pewnemu chłopcu…
– Przepraszam, ja tylko…
– Co tylko? Co tylko?
– Dajże mu spokój – wtrącała zwykle babcia widząc smutek w oczach chłopca. Potem szła do kuchni robiła herbatę i stawiała jeden kubek przy fotelu dziadka, a drugi na biurku Piotrusia. Babcia zawsze umiała jakoś rozładować sytuację i w takich momentach jak ten była niezastąpiona. Zresztą pomimo wielu kłopotów miała zwykle pogodną i, jak mawiał wnuczek, „przytulną” twarz. – Babciu, co sprawia ci tyle radości?
– Ty i dziadek.
– A dlaczego?
– Bo bardzo was kocham.
– No ale bolą cię nogi, masz kłopoty ze mną i z dziadkiem i… i… umarli moi rodzice…
– To prawda. Gdybym musiała sama dźwigać te wszystkie kłopoty, na pewno nie dałabym rady.
– To kto ci pomaga?
Babcia nie odpowiedziała tylko z uśmiechem wyjęła z kieszonki różaniec. Piotruś wzruszył ramionami. Widywał babcię jak codziennie siedziała w fotelu przebierając w palcach drewniane paciorki. Denerwował go ten widok i sam nie wiedział dlaczego. Może był pogniewany na Pana Boga, że zabrał mu rodziców? Albo nie wierzył, że Matka Boża słucha tego co mówi babcia? W każdym razie sam nigdy nie brał do ręki różańca i w ogóle coraz rządzie) się modlił.
Pewnego razu wracając ze szkoły postanowił pobyć trochę na skwerku. Znowu dostał zły stopień i nie miał ochoty zaraz po przyjściu do domu tłumaczyć się z tego dziadkowi. Wlókł się teraz noga za nogą kopiąc drobne kamyczki, którymi wysypana była alejka. W pewnej chwili trochę większy żwirek potoczył się prosto pod nogi kobiety siedzącej na ławce, lej twarz przysłaniał kapelusz ale i tak widać było, że płacze. Piotruś nie wiedział jak ma się zachować. Udawać, że się spieszy? Zawrócić? Podejść?
– Podejdź tu do mnie Piotrusiu – zdumiony chłopiec usłyszał cichy głos podobny do tego, jakim przemawiała do niego mama gdy był jeszcze malutki. Bez wahania usiadł obok nieznajomej. Gdzieś w głębi serca czuł, że może jej zaufać.
– Och mój mały synku – pani przytuliła chłopca. – Uwierz mi, że twoi rodzice są bardzo blisko ciebie. Trudno ci w to może uwierzyć, bo dziś piątek…
– A co ma do tego piątek, proszę pani? – Piotruś przestał pociągać nosem.
– W ten dzień umarł mój Syn.
– Nic nie rozumiem. Przecież zna wszystkich ludzi.
– Właśnie dlatego zgodził się umrzeć.
– Ale skoro opowiedział pani o mnie, to chyba żyje?
– To prawda. Ale… Piotrusiu, czy ty przypadkiem nie chciałbyś spróbować odmawiać różańca ze swoją babcią?
– A po co?
– Wtedy łatwiej zrozumiesz to, o czym mówię. Naprawdę. A kiedy znów się spotkamy będziesz mówił do mnie „Mamo”, a nie „proszę pani”.
Nieznajoma wstała i zniknęła w kasztanowej alejce. Na ławce pozostał tylko drewniany różaniec. Piotruś nieśmiało wziął do ręki gładkie koraliki. Kręciło mu się w głowie od tej dziwnej i niezrozumiałej rozmowy. W dłoni poczuł chłodne dotknięcie metalowego krzyżyka. Nagle wszystko wydało mu się takie jasne, spokojne i ciche. Pobiegł do domu i nie zdejmując nawet butów usiadł obok babcinego fotela. Wziął babcię za rękę i po raz pierwszy zaczął się z nią modlić. Był piątek. Chłopiec powoli przesuwał paciorki różańca zasłuchany w rozważania o męce i śmierci Pana Jezusa. W kolejne dni poznał Tajemnice Chwalebne, Tajemnice Radosne i Tajemnice Światła. Powoli modlitwa różańcowa stała się mu bardzo bliska. To była jego rozmowa z Matka Boża, do której nie mówił już inaczej jak „moje Mama”.